Losowy artykuł



– popędzał Mały. Czas schodził im dość przyjemnie, panna bowiem czytała książkę, a ładnie czytała. Przejechaliśmy ziem wiele, od Dunaju począwszy po Łabę i Odrę, a nigdzieśmy nie znaleźli ziemi, gdzie by knezia lub króla, albo wodza i głowy nie było. Wyszła taka zasada, że każdy jeniec wojenny ma skonać wśród tortur. Udał,że chce zapalić papierosa,i umyślnie tak wziął latarnię z rąk sługi,że spadła mu na ziemię i zgasła. Gdy wrócił, nie znalazł już Willsa przy życiu. Za nim w tyle, przyparty do pieca, stoi wysoki, chudy mężczyzna z siwymi marsowymi wąsami i bakenbardami, w ciemnozielonym, po szyję zapiętym surducie, pensjonowany pan kapitan Brankoradzki, uczestnik zwycięstwa pod Lipskiem, a człek najpoczciwszego serca pod słońcem, który od lat kilku osiadł w Oltenicach i zamiast niebezpiecznego wojennego rzemiosła, nie godzącego się bynajmniej z jego łagodną naturą, zajmował się malarstwem i różnymi mechanicznymi wynalazkami, które kiedyś miały mu przynieść wielkie zyski i ogromną sławę u potomności, tymczasem zaś nabawiały go bezustannych swarów i sporów z zacną, ale nieco za wojennie usposobioną połowicą. – W Orszańskiem? Gładko spleciona kosa panny młodej z takim trudem, ale im się gęby ciska na wojska nasze, literaci, artyści i liche wyskrobki talentów cisnęli się u kopców na skraju Łazienkowskiego parku. Jak można zapalać się do człowieka, z którego nawet hotelowa służba żartuje! Nie pomyliłem się zatem, przypuszczając, że Indianie poszukają ocalenia w przeciwogniu. Przysięgam,będę innym czło- wiekiem! Łacińskie pienia skończyły się. Dziedzictwo waszmości pana słówko od panny Elżbiety. W lwowskich tylko, jak mówią, i pies nie zaszczekał, Ale nic nie straciłem, żem lat kilka czekał. Znaleźliśmy i rozpoznali Przejście Północno-Wschodnie. Do rana będą pracować. Bieliński, krzywiąc się, nachylił do ucha oboźnemu. Domownicy, wyczerpani ciągłym czuwaniem, pozasypiali. Z komory,ze strychu,z sieni w fartuchu lub r a d n a c h znosiła mnó- stwo uschłych i kruchych lub tylko zwiędłych i jeszcze pachnących kwiatów i traw polnych, wszystkie je u stóp wielkiego pieca na ziemię zsypywała,a potem ogień podnieciwszy,gar- ściami w płomień rzucać zaczęła;wszystko to czyniła w milczeniu zupełnym,z rozpalonymi oczami i trochę zaciśniętymi usty. Zwykle nie odpowiadała, ale była zrozpaczona i zdenerwowana tym stanem.